Na dodatek dysponowali sprzętem o dużej wydajności i ciśnieniu roboczym
- nikt nie zawracał sobie głowy nacinaniem główki szyny i utrącaniem z czym
spotkaliśmy się w okolicach Gartatowic czy Chmielnika. Sądząc po sposobie cięcia
i skrzepach stali rozrzuconych nawet na znaczne odległości po zaroślach
robota szła tutaj jak z płatka. Całe szczęście, że na tym się skończyło...