Roman Borowski

Z działalności ZZK w Jędrzejowie

Wybuch drugiej wojny światowej zastał mnie w Jędrzejowie. Jak wielu kolejarzy i ja wróciłem do służby i również jak wielu innych i ja brałem czynny udział w akcjach mających na celu utrudnianie okupantowi wykonania jego zamiarów.

Z dumą dziś myślę o tym, że my kolejarze wnieśliśmy olbrzymi wkład w dzieło, które spowodowało załamanie się gospodarcze okupanta, nieterminowość jego zaopatrywania w żywność.

Trudno w tym krótkim wspomnieniu opisać wszystkie zdarzenia, jakie podczas okupacji rozgrywały się w rejonie Jędrzejowa oraz na odcinkach kolei wąskotorowej w okolicy Bogorii, Szczucina. Kazimierzy Wielkiej, Charsznicy i świadczyły, że kolejarze zdali egzamin patriotyzmu i poświęcenia. Bahnschutze. jak mogli, mścili się na Polakach. Prześladowali kolejarzy, a podróżujących wprost wyciągali z pociągów, aby ich bić, katować i rozstrzeliwać. W ciągu pięciu lat rozstrzelano tu około dwustu osób.

Jeżeli chodzi o moją osobę, to już w 1940 roku aresztowano mnie i ocalałem tylko dzięki interwencji zwrotniczych Oracza i Trześniewskiego, którzy mieli wtedy odwagę wystąpić w mojej obronie wobec wszystkich pracowników stacji Jędrzejów.

Ponownie znalazłem się w takiej sytuacji, gdy pełniłem obowiązki kasjera towarowego. Zostałem oskarżony o fałszywe deklarowanie zawartości przesyłek ekspediowanych do Warszawy. Żandarmeria przyszła, by aresztować mnie. Wtedy wystąpił w mojej obronie naczelnik stacji. Przedstawił on sprawę w świetle dla mnie korzystnym i nie pozwolił mnie zabrać. Uratował mi życie.

Trzeci raz zostałem aresztowany l listopada 1944 roku jako podejrzany o współpracę z partyzantami. Trzymano mnie w piwnicach stacyjnych. Zbity do nieprzytomności leżałem tam dwie doby. Lecz i wtedy szczęście dopisało mi. Współpracownicy moi

sprytnie zdołali skłonić jednego z Niemców do wstawienia się za mną. Człowiek ten zresztą już wcześniej darzył mnie sympatią i zaufaniem. Niejednokrotnie wykorzystywałem to i dużo mogłem dla nas za jego pośrednictwem załatwić.

W 1942 roku kierownik „Węgloboku" w Radomiu, Tatarowski, wyznaczył mnie na swego męża zaufania przy wydawaniu węgla dla pracowników Polaków (jak się wówczas mówiło, „pracowników niemieckich"). Oni również darzyli mnie zaufaniem. Pełniąc wspomnianą funkcję miałem duże możliwości udzielenia pomocy opuszczonym i biednym rodzinom kolejarzy partyzantów oraz krewnym tych, co byli w obozach koncentracyjnych, a także kolejarzom, którzy nie mogli pracować. Otrzymywałem sporządzone przez organizację podziemną imienne wykazy takich osób. Tatarowski i Soborski udzielali mi zawsze pomocy i radzili, jak mam postępować. Dziś trudno mi przytoczyć wszystkie nazwiska, gdyż wykazy te musiałem niszczyć. Przechowywanie ich narażałoby nie tylko mnie, ale i tych, którym pomagałem. Niektóre jednak fakty i ludzi pamiętam. Pomoc otrzymali między innymi: Ludwik Grabowski, żona Czesława Rogulskiego, straconego w obozie koncentracyjnym, ukrywający się maszynista Stanisław Pawlikowski, Marczewski, który się również ukrywał, a którego rodzinę wymordowali Niemcy.

W kwietniu 1943 roku zgłosiło się do mnie kilku partyzantów. Mieli oni wykonać wyrok śmierci, wydany na trzech bahnschutzów i ich komendanta. Poinformowałem przybyłych co do miejsca i sposobu przeprowadzenia tej akcji. Odbyła się ona l maja

1943 roku podczas powrotu wymienionych Niemców z Bogorii do Jędrzejowa, na szlaku Wola Malkowska — Raków.

Tego samego dnia, l maja, koledzy wykoleili cztery parowozy na zwrotnicy w Sędziszowie. Spowodowało to zahamowanie ruchu przelotowego na tej stacji przez długie godziny i nieterminowość przejazdów na lini Kraków — Warszawa.

Również w 1943 roku nastąpiło wykolejenie przy moście kolejowym koło Jędrzejowa pociągu wiozącego towary dla Niemców. Część składu z parowozem spadła wówczas z nasypu do stawu. Spowodował to pracownik bloku Podchojny, Marian Woźniak. Uciekł on potem do lasu i ukrywał się do końca okupacji.

W tymże roku Józef Gocał z bloku Brzeźno spowodował katastrofę pociągów na odcinku Miąsowa — Chęciny. On również musiał uciec i ukrywać się do chwili wyzwolenia.

Były i inne awarie oraz katastrofy, spowodowane przez kolejarzy lub przy ich pomocy.

Przyczynili się też kolejarze w niemałym stopniu do ratowania ludności polskiej przed głodem. Między innymi na początku

1944 roku zorganizowali oni dostarczanie rodakom mąki z młyna „Róż". Pracowali w tym młynie przeważnie wysiedleni Poznaniacy, między innymi buchalter Ejme i kierownik Regent. Ten ostatni pochodził z Bydgoszczy i był oficerem Wojska Polskiego. Został ranny w czasie działań wojennych w 1939 roku. Ponieważ jednak wywodził się z rodziny niemieckiej, musiał podpisać volkslistę. Kierując młynem, mógł wydatnie pomagać ludności polskiej. Z całym poświęceniem starał się wesprzeć wysiedlonych kolejarzy i nauczycielstwo. Zimą z 1944 roku na 1945, kiedy sytuacja wyżywieniowa była bardzo ciężka, wymienieni pracownicy młyna nawiązali kontakt ze mną i kolegą Henrykiem Jenczem ze stacji w Jędrzejowie. Wspólnie dokonaliśmy manipulacji z trzema wagonami mąki, która miała być wysłana do stacji Warszawa i Dwikozy dla wojska. Wagony poszły tam, ale próżne, mąkę rozprowadziliśmy wśród Polaków. Przedsięwzięcie to było bardzo ryzykowne. Władze niemieckie bowiem długo poszukiwały tego ładunku i mogły wpaść na nasz trop. Żyliśmy w strachu, gotowi do ucieczki.

Często deklarowaliśmy, że dana przesyłka wagonowa czy też; drobnicowa lub bagażowa zawiera na przykład gips, a w rzeczywistości szła w niej do Warszawy mąka lub inne artykuły spożywcze.

Z prasy podziemnej, którą otrzymywaliśmy regularnie, dowiadywaliśmy się, że do granic Polski zbliża się ofensywa radziecka. Manifest lipcowy 1944 roku zapowiadał nam bliską chwilę wyzwolenia całego naszego kraju. Okupant w tym okresie wzmógł terror, tak że każdy niemal krok, każde usiłowanie wyłamania się spod nadzoru groziło śmiercią. Ale nie można było czekać na lepsze czasy. Widzieliśmy przecież wokół rozwścieczonych żandarmów i bahnschutzów, widzieliśmy głód i nędzę, wiedzieliśmy o ludziach, którzy potrzebowali żywności i odzieży, a przede wszystkim broni. Toteż robiliśmy, co nakazywał nam obowiązek Polaków.

A od pierwszych dni wyzwolenia przystąpiliśmy do organizowania na nowo transportu kolejowego.